W niedzielę 20 stycznia zmarł Andrzej Syrzycki – tłumacz kilkudziesięciu książek spod znaku Gwiezdnych wojen.
Z Wydawnictwem Amber współpracował od połowy lat 90 i przełożył m.in. takie „klasyczne” pozycje jak trylogia o Lando Calrissianie, trylogia Kevina J. Andersona czy cykl Młodzi rycerze Jedi. Spod jego ręki wyszła również część polskich X-wingów, a także najnowsze książki w rodzaju Dziedzictwa Mocy.
Uroczystości pogrzebowe odbędą się we wtorek 5 lutego o godzinie 12:00 w kościele św. Wincentego á Paulo (drewnianym) na warszawskim Cmentarzu Bródnowskim.
R.I.P.
Zbiega się to z moimi ostatnimi, blogowymi rozważaniami o tym, że w naszej kulturze coraz mniej miejsca poświęcamy pamięci zmarłych, czym sami sobie zresztą szkodzimy.
Syrzycki za pomocą swojej pracy sprawił, że końcówka mojego dzieciństwa była radośniejsza niż byłaby bez niej. Pamiętam, że „Ślub księżniczki Leii” czytałem podczas jednej z solidniejszych deprech i co istotniejsze, udało mi się wtedy całkowicie w tej książce zatracić, więc i ulżyć. Po części za jego sprawą.
I owe you one, Mr Syrzycki.
Wykładał elektrotechnikę na Mechanice Precyzyjnej / Mechatronice Politechniki Warszawskiej. Zajęcia zaczął od słów: „Uważajcie, bo to nie taka prosta i intuicyjna dziedzina – prądu nie widać”.
Potrafił sprawić, że stała się prosta. Miałem szczęście być Jego studentem na początku lat 90-tych.