P-38: Lightning kontra Porax

p-38_lightning
P-38 Lightning. Źródło: US Army

W cyklu „inspiracje w domu i zagrodzie” chciałbym przyjrzeć się dziś myśliwcowi Porax-38 z Gwiezdnych wojen oraz P-38 Lightning – ciężkiej maszynie myśliwskiej z czasów drugiej wojny światowej. Będzie trochę technicznie, ale znajdzie się też i historia.

Porax-38, skrótowo oznaczany również P-38, to średniej klasy myśliwiec budowany na Utapau, wykorzystywany podczas wojen klonów zarówno przez siły obronne planety, jak i Separatystów. Lightning to amerykański dwusilnikowy myśliwiec zaprojektowany na krótko przed wojną i używany na Pacyfiku, w Indochinach i Europie.

Konstrukcja

Sylwetka Poraxa bardzo przypomina Lightninga: solidna konstrukcja, dwa długie kadłuby mieszczące silniki, a pomiędzy nimi  trzeci, z kabiną pilota. Wszystkie trzy połączone są grubym skrzydłem o dużej powierzchni. W zasadzie myśliwiec P-38 z Gwiezdnych wojen to poprzycinana i wystylizowana maszyna z naszego świata – widać to na poniższych obrazkach:

p-38_lightning_cut

p-38_porax_cut

Jak widać, Porax został pozbawiony ogona, końcówek skrzydeł oraz przedniej części kabiny. Skrzydła mu niepotrzebne, ogon również, a bez nich pewnie wyglądał głupio ze zbyt dużym „nosem”. Lightning trzymał tam całe swoje uzbrojenie, konstruktorzy Poraxa-38 postawili widać na zwiększenie widzialności i przenieśli działka na boki, w zamian za to zapewniając pilotowi dużo lepszą widoczność.

Bardzo charakterystycznym elementem, który nie pozostawia chyba wątpliwości co do zbieżności między tymi konstrukcjami, są umieszczone w tylnych częściach bocznych kadłubów chłodnice. Lightning posiadał dwa rzędowe silniki chłodzone cieczą (większość maszyn myśliwskich ówczesnych czasów była chłodzona powietrzem), a to wymagało skutecznego odprowadzania ciepła z chłodziwa. Dzięki Niesamowitym przekrojom wiemy, że Poraxowi moduły te służą w analogicznym celu.

lightning_wlot

Wyposażenie

Obie maszyny są jednostkami dalekiego zasięgu. W przypadku Lightninga oznacza to duże zapasy paliwa, a także możliwość podwieszenia pod skrzydłami dodatkowych zbiorników, które pozwalały mu na dalekie loty w eskorcie bombowców i pojawianie się w miejscach, gdzie niespecjalnie się go spodziewano (o tym jeszcze za chwilę). Porax natomiast jest szczęśliwym posiadaczem hipernapędu, który czyni go niezależnym od krążowników czy lotniskowców. Dzięki temu Poraxy operowały głównie z baz planetarnych, podobnie jak Lightningi z lotnisk naziemnych – te ostatnie głównie dlatego, że nie podpisano nigdy zamówienia na produkcję modelu zdolnego startować z pokładu lotniskowca.

Z ciekawostek należy jeszcze nadmienić, że Lightningi zapewniały bardzo słabe warunki bytowe pilotom – na europejskim teatrze działań marzli oni solidnie w swoich kabinach, na Pacyfiku zaś latali przeważnie w samych gatkach i spadochronie, a otwieranie kabiny celem przewietrzenia było praktycznie niemożliwe ze względu na cechy aerodynamiczne maszyny. Pilotów Poraxów, zarówno Utai, jak i droidów MagnaGuard, nikt o takie rzeczy nie pytał, nie mamy więc odnośnych informacji. Można jednak założyć, że przynajmniej w przypadku modeli wykorzystywanych przez tych pierwszych, kabiny pilota były jednak hermetyczne.

Uzbrojenie

Dość unikalną cechą uzbrojenia Lightninga było jego miejsce montażu. O ile z reguły w samolotach myśliwskich większą część broni strzeleckiej rozmieszczano na skrzydłach, co wynikało przede wszystkim z chęci unikania problemów z synchronizacją karabinów i działek do strzelania przez obracające się śmigło, o tyle w Lightningu zdecydowano się umieścić całe uzbrojenie, czyli z reguły 4 ciężkie karabiny maszynowe i jedno działko, w nosie myśliwca. Śmigła miał wszak w bocznych gondolach…

Nos z działkami i gondola śmigła P-38 Lightning, fot. NLoriel

Umieszczenie całej broni strzeleckiej w osi wyeliminowało kwestię ustawiania punktu zbieżności uzbrojenia – fani gier komputerowych spod znaku Gwiezdnych wojen pamiętają z pewnością to zagadnienie z przygód za sterami Headhuntera w X-Wing Alliance. Z reguły bowiem karabiny myśliwców ustawiano tak, aby pociski wystrzeliwane ze wszystkich luf spotykały się w określonym miejscu przed nosem maszyny – był to optymalny dystans do ataku, wynoszący zazwyczaj od 100 do 200 metrów. Z wyraźnie mniejszej lub większej odległości ostrzał był już dużo mniej skuteczny, bo wroga maszyna mogła momentami znajdować się w „martwym stożku” broni, a przynajmniej – poza polem rażenia części luf. Tymczasem Lightning nie posiadał punktu zbieżności – jego broń strzelała prosto do przodu i w każdej odległości osiągała równie dobre skupienie ognia. Dzięki temu zasięg uzbrojenia P-38 wynosił nawet i do 1000 metrów.

Można by uznać, że Porax jest tu krokiem w tył – działka umieszczone na końcach skrzydeł wymuszają aktywne rozwiązanie problemu zbieżności… Na szczęście w okresie wojen klonów komputerowe systemy sterowania były już na tyle zaawansowane, że potrafiły same delikatnie korygować położenie działek w zależności od pozycji namierzonego celu. Tak czy inaczej, Porax-38 posiada tylko dwa działka, czyli jak na myśliwiec kosmiczny uzbrojenie w dolnej strefie stanów średnich, podczas gdy pokładowa artyleria Lightninga zdecydowanie należała do przedstawicieli wagi ciężkiej i bywała z powodzeniem używana nie tylko do zestrzeliwania myśliwców czy bombowców, ale i do ataków na cele naziemne czy statki.

Porax prowadzi ogień. Źródło: Clone Wars, Lucasfilm.
Porax prowadzi ogień. Źródło: Clone Wars, Lucasfilm.

P-38 Lightning był ciężkim myśliwcem, a takie maszyny chętnie delegowano też do ataków naziemnych – i tę charakterystykę odziedziczył po nim Porax. Jenta to specjalny wariant Poraxa przystosowany do ataków na cele naziemne, a ataków tych dokonuje za pomocą… bomb. Klasycznych. Co prawda kierowanych, ale pozbawionych własnego napędu – zupełnie tak, jak bomby Lightninga, który mógł ich przewieźć do dwóch ton. Jencie bomb przysługuje sześć, z grubsza tyle samo ile – uśredniając – Lightningowi. Ten ostatni czasem dysponował też niekierowanymi rakietami powietrze-ziemia.

Wykorzystanie

luftwaffe_lightning_bw
P-38 Lightning w barwach Luftwaffe.

Lightningi wykorzystywano często do ataków na cele naziemne – szczególnie podczas walk w Normandii. Poraxy tę samą rolę pełnią w Zemście Sithów, choć z braku dopracowanych modeli CG relegowano je na dalszy plan w stosunku do pierwotnych zamiarów.

Z Poraxów podczas wojen klonów korzystały obie strony konfliktu, chociaż jeszcze nie wiemy, dlaczego tak się stało. Lightningi działały tylko w siłach amerykańskich, chociaż pojedyncze egzemplarze trafiły do rąk niemieckich i były testowane w Zirkus Rozarius.

Ostatni lot…

Na koniec warto opowiedzieć historię, do której pretekstem jest fakt, że zarówno Porax-38 jak i P-38 Lightning wykorzystane były – jako myśliwce przechwytujące – przeciwko wyjątkowo ważnym przedstawicielom sił wroga. Poraxy pilotowane przez droidy MagnaGuard pewnego razu wysłane zostały celem przechwycenia Twilighta, na pokładzie którego podróżował Anakin Skywalker. Lightningom zaś zlecono zadanie zestrzelenia transportowca admirała Yamamoto, głównodowodzącego Imperialnej (japońskiej) Marynarki Wojennej.

Porax kontra Skywalker

Pierwsza z tych misji przebiegała w sposób stosunkowo mało skomplikowany. Skywalker, Ahsoka Tano oraz R2-D2 przewozili na Tatooine Hutta Rottę, gdy zostali zaatakowani z zasadzki przez dwa P-38. Transportowiec został poważnie uszkodzony i zmuszony do lądowania rozbiciem na powierzchni planety, jednak jego załodze nic się nie stało, a uprzednio udało im się zestrzelić obie maszyny wroga.

Lightning kontra Yamamoto

Historia ataku na Yamamoto jest natomiast nieco dłuższa. Przechwyciwszy i rozszyfrowawszy japońskie przekazy radiowe opisujące plan lotu admirała na inspekcję baz na południowym Pacyfiku, Amerykanie postanowili podjąć misję mającą na celu uśmiercenie go – częściowo w odwecie za atak na Pearl Harbor, częściowo jako cios w morale wroga. Przy okazji zaś pozbawienie japońskiej marynarki wojennej jej głównodowodzącego również by zapewne nie zaszkodziło.

Yamamoto i jego sztab mieli lecieć na inspekcję na pokładach dwóch bombowców Mitsubishi G4M (Betty) eskortowanych przez myśliwce A6M (słynne Zero). Aby je dopaść, unikając po drodze wykrycia przez wrogie radary, wytyczono trasę o długości blisko 700 kilometrów w jedną stronę. Dodatkowo na miejscu spodziewano się walki kołowej, w trakcie której myśliwce zużywają dużo więcej paliwa, niż podczas regularnego przelotu, stąd od początku wiadomo było, że żaden z dostępnych myśliwców – poza P-38 – nie jest w stanie podjąć się tego zadania. Tylko Lightningi wyposażone w specjalnie sprowadzone dodatkowe zbiorniki paliwa posiadały wystarczający zasięg.

Zanim wydano rozkaz do ataku, w sztabie zastanawiano się jeszcze, czy w ogóle „wypada” dokonać czegoś, co w pewnym sensie jest zamachem na wrogiego dowódcę. Precedensem okazała się tu śmierć… młodego polskiego króla Władysława, który w 1444 roku zginął z rąk tureckich w bitwie pod Warną. Misja otrzymała zielone światło.

Do ataku wyznaczono 18 maszyn podzielonych na dwie eskadry – „zabójców” oraz eskortową. Pierwsza grupa miała atakować bezpośrednio bombowce, zadaniem drugiej było natomiast związanie wrogiej eskorty na czas potrzebny do wykonania zadania. Dwie maszyny odpadły z szyku już na starcie ze względu na usterki techniczne, tak więc do akcji ruszyło ostatecznie 16 myśliwców i po długim locie na wysokości kilkunastu metrów, z zachowaniem pełnej ciszy radiowej, z dokładnością co do minuty spotkało się z eskadrą japońską.

Dalej poszło szybko. Myśliwce odrzuciły zapasowe zbiorniki paliwa i z pełną prędkością ruszyły w kierunku przeciwnika. Japońskie Zero również pozbyły się balastu i zeszły do kontrataku, podczas gdy bombowce zanurkowały w kierunku ziemi, szukając tam osłony i możliwości ucieczki. Amerykańska eskadra osłonowa nieco zaspała, jednak „zabójcy” wykazali się szybkim myśleniem i część z nich zaatakowała wrogie myśliwce, a reszta rzuciła się za uciekającymi bombowcami. Wkrótce pierwsza japońska maszyna uderzyła w ziemię, a druga parę minut później została zestrzelona nad oceanem i lądowała rozbiciem w wodzie. Po upewnieniu się, że oba cele zostały zniszczone, wszystkie amerykańskie myśliwce oderwały się od przeciwnika i wykorzystując przewagę prędkości rozpoczęły odwrót. Zginął jeden z pilotów Lightninga – nie wiadomo dziś do końca, czy został zestrzelony, czy też rozbił się podczas wykonywania jakiegoś ryzykownego manewru ciężką maszyną.

Yamamoto zginął na pokładzie pierwszego bombowca, z drugiego ocalały trzy osoby, w tym szef sztabu admirała. Jeszcze przez jakiś czas Japończycy intensywnie patrolowali dżunglę, mając nadzieję, że ktoś ocalał z katastrofy, jednak ostatecznie odnaleziono ciało Yamamoto i wszelkie obawy zostały potwierdzone. „Niepokonany admirał” zginął.

Amerykańscy piloci aż do powrotu z misji oficjalnie nie wiedzieli, kto był ich celem – poinformowano ich tylko, że mają za zadanie zlikwidować „wysokiego oficera japońskiej armii”. Nigdy do końca nie ustalono również, kto konkretnie zestrzelił bombowiec Yamamoto, w latach powojennych sprawa oparła się nawet o sądy powszechne.

Śmierć Isoroku Yamamoto z pewnością wpłynęła na losy wojny, chociaż nie była ona głównym czynnikiem decydującym o jej przebiegu. Jeśli chodzi o świat fikcyjny, to dużo łatwiej jest stwierdzić, że gdyby Anakin zginął z rąk myśliwców separatystycznych, to cała Stara Trylogia straciłaby rację bytu… Tu jednak Moc jako Narrativum zadziałała tak, jak zwykle – zgodnie z zamierzeniami autorów.

W 1944 roku w polbliżu Marsylii, podczas samotnego lotu zwiadowczego na P-38 Lightningu zginął zaś Antoine de Saint-Exupéry.

Bibliografia

  • Z. Flisowski – Burza nad Pacyfikiem
  • W. Krupis – Ostatni lot admirała (seria z tygrysem, tak, tak… a w zasadzie to z pamięci)

3 uwagi do wpisu “P-38: Lightning kontra Porax

  1. Ven

    Ciekawy artykuł bo chociaż podobieństwo w nazwie i wyglądzie zauważyć można od razu to dobrze znać szczegóły :)
    Ale, ale… jest jeszcze jeden myśliwiec ze świata SW, nie z epoki CW, ale z Legacy, który ma pewne cechy wspólne z P-38. Chodzi mi o X-83 TwinTail. Poraxowi zdecydowanie bliżej do Lightninga, ale brakuje mu owego podwójnego ogona, który ma TwinTail. Oczywiście to już jest bardziej „doszukiwanie się na siłę” cech wspólnych… ;)

    Ps. Więcej historii – jako jej fan zawsze chcę się dowiedzieć czegoś więcej, a dzięki temu artykułowi np przeczytałem, że kilkoma P38 dysponowali także Niemcy.

  2. Brak

    Co teraz zauważyłem , że samoloty niemieckie miały po minimum 2 działka poza pierwszymi modelami Bf 109 który miał dziłko w wale silnika ( jedno ) .

Dodaj komentarz