Przenieśliśmy telefon Pani Admirałowej z wariantu na kartę na abonament w T-Mobile. Przez chwilę było spokojnie, ale oto w środku urlopu przychodzi informacja od operatora, że aktywowano bezpłatną (przez 7 dni) usługę SMS „dowcip dnia” i żeby z niej zrezygnować, należy wysłać SMSa na numer taki to a taki (darmowy).
Znając rozmaite chwyty naszych wspaniałych operatorów telefonii komórkowej i podmiotów zatrudnionych przez nich do prowadzenia „konkursów” SMSowych (tych, za które UOKiK regularnie wlepia im kary), których nie można nazwać inaczej jak naciągactwem, i to, że z reguły tam również w SMSach widnieją zapewnienia o ich „darmowości” (ale już nie o darmowości udziału w konkursie), postanowiliśmy przeczekać i rozwiązać sprawę mailowo. W międzyczasie na komórkę zaczęło przychodzić dodatkowo coś udającego gazetę w formacie MMS.
Mail wysłany do operatora przez trzy dni pozostawał bez odpowiedzi, przyszedł natomiast SMS z informacją, że darmowy okres subskrypcji już się skończył i od teraz będą naliczane opłaty. Pan Admirał był już w domu, usiadł więc nad spisaną maczkiem liczącą zaledwie trzy strony A4 umową i faktycznie, gdzieś pod koniec, między informacjami o szczególnych przypadkach roamingu a kaucjami i karami umownymi znalazł w niej akapit o włączeniu „w przeciągu 30 dni” wspomnianych usług… Darmowe SMSy zostały po takiej „autoryzacji” wysłane i problem spamu zniknął. Niby sprawa oczywista, należało czytać, co się podpisuje. Formalnie T-Mobile jest OK.
Ale niesmak pozostał.
Bo:
- Brak było informacji od dealera przy podpisywaniu umowy o takiej niespodziance w jej treści.
- Dziwnym trafem trzecia strona umowy została bardzo słabo wydrukowana, a tekst o „bonusowych” usługach był zaszyty nie między opisami innych usług, ale pod jej koniec, wśród informacji zupełnie ich nie dotyczących.
- Nieszczęsna „Gazeta SMS” przychodziła faktycznie przez 3 dni, a nie opisane w umowie 7, zanim pojawiła się wiadomość o rozpoczęciu naliczania opłat.
- Wiadomości były dobierane zupełnie nie pod target, a większością „dowcipów dnia” można by się pochlastać lepiej, niż czerstwym sucharem.
Jaki z tego morał?
Trzeba dokładnie czytać wszystko od deski do deski, nawet jeśli do tej pory kontrahent zachowywał się zupełnie w porządku. Do tej pory traktowaliśmy naszego operatora (Era, później T-Mobile) jako podmiot raczej zaufany, nie usiłujący wywijać brzydkich numerów. Jedna wpadka przy zmianie łącza internetowego poszła w niepamięć, jako wypadek przy pracy. To już się skończyło.
T-Mobile całkowicie straciło moje zaufanie (gratulacje, „markieterzy” od zwiększania sprzedaży), a ja straciłem dużo czasu i w przyszłości stracę jeszcze więcej na dokładne czytanie wszystkich papierków, załączników i regulaminów i sprawdzanie, czy gdzieś tam przypadkiem nie zapisuję operatorowi mojej nerki.
Lajf is brutal. Caveat emptor.
Inni też zauważyli ten problem. A obrazek stockowy stąd: http://dvice.com/archives/2010/07/4-million-fake.php
a bo trzeba było iść do PLAYa :P. Ja mam dobry abonament, dobry zasięg, swego czasu (grudzień 2010) najtańsza oferta, no i przede wszystkim ZERO reklam itp. W orange dostawałem palpitacji od dźwięku smsa, na myśl, że może wreszcie napisała do mnie ta jedyna… No ale oczywiście wygrywałem kolejne BMW :/
Mnie już w zasadzie nie spamują (da się powyłączać większość w iboa), a co do Playa, to testowałem – u mnie w domu na sluisjańskiej wsi ma dość słaby zasięg i bez przerwy przerzuca się między dwiema stacjami bazowymi. O internecie nie ma co marzyć.